piątek, 30 grudnia 2011

Rozdział 13.

Energicznie skręciłem w ulicę na której mieścił się szpital. Zamknąłem drzwi od auta i szybkim krokiem zmierzyłem do środka. W holu spotkałem Liama, który zaprowadził mnie do reszty chłopaków.
-Dobrze, że jesteś - Lou poklepał mnie po ramieniu
-Co się dzieje? Co z Chrisem? - pytałem nerwowo oczekując odpowiedzi.
Tomlinson odszedł kawałek ode mnie i zdenerwowany uderzył pięścią w ścianę tym samym wyładowując całą złość.
-Jest w krytycznym stanie, lekarze praktycznie nie dał mu szans na przeżycie... kiedy wyszedłeś, zaczął się dusić, krzyczał że bez Amy nie ma po co żyć... a potem było już coraz gorzej - urwał opuszczając głowę. Odwracając się energicznie za siebie ujrzałem zmierzającego ku nam lekarza.
-Panie doktorze, co z Chrisem? - podbiegłem do mężczyzny z nadzieją, że jego stan się polepszył. Lekarz popatrzył na mnie, potem na Louisa i nerwowo pomrugał powiekami.
-Bardzo mi przykro, ale nie udało się go uratować. Jego stan był bardzo zły... niestety - poczułem lekkie ukłucie w sercu a przed oczami ukazała mi się ciemna plama. Nie potrafiłem zrozumieć, czemu to wszystko stało się tak szybko, w najmniej oczekiwanym momencie.
-Wszystkie formalności należy wypełnić w moim gabinecie, zapraszam jedną osobę - mężczyzna odwrócił się i skierował do pomieszczenia lekarskiego. Lou patrząc na mnie i w tym samym momencie zmierzył za nim.
Usiadłem na krześle stojącym przy ścianie i ukryłem twarz w dłonie czując jak łzy spływają mi po policzkach. Śmierć zawsze była dla mnie czymś okropnym, nigdy nie umiałem zrozumieć czemu odchodzą ludzie których naprawdę potrzebujemy. Chris był przyjacielem Amy... a Amy była dla mnie najważniejsza.
-Kurde! - przekląłem kopiąc stolik obok mnie. Przeczesałem włosy palcami i wstałem kierując się do wyjścia. Deszcz padał coraz mocniej, duże krople szarego londyńskiego deszczu opadały mi na już mokrą od łez twarz. Otworzyłem drzwi, i siadając na przednim siedzeniu położyłem głowę na kierownicy. Zacząłem zastanawiać się jak na to wszystko zareaguje Amy, co zrobi, czy poradzi sobie z tym sama. Nie czekając na powrót chłopaków, nacisnąłem pedał gazu i nie zastanawiając się długo skierowałem się przed siebie. Za każdym razem gdy pomyślałem o Amy d oczu napływały mi łzy. Chciałem temu wszystkiemu zapobiec, ale gdy starałem się bardziej... wszystko wychodziło jak zawsze.

***
Siedziałam w samolocie ze wzrokiem wbitym w szybę.Nie reagowałam na żadne bodźce zewnętrzne, czułam że muszę zostać z tym wszystkim sama. Łzy spływały mi po policzkach, ubranie które miałam na sobie było juz całe przemoczone. W głowie słyszałam tylko przerażony głos Louisa kiedy o wszystkim mnie poinformował. Nie mogłam uwierzyć, że stało się to tak szybko, że nie było mnie przy Chrisie kiedy najbardziej mnie potrzebował. Patrząc w jedno miejsce na szybie przypomniałam sobie te wszystkie lata które spędziliśmy w Ameryce,  nasze rozmowy, wygłupy, to wszystko co sprawiało że był dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to włąśnie Chris musiał umrzeć, był młody, miał wiele marzeń i planów, a teraz już nigdy ich nie zrealizuje. Z rozmyślań wyrwał mnie głos chłopaka siedzącego obok mnie.
-Przepraszam, może... mógłbym Ci jakoś pomóc? - szturchnął mnie w ramię. Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami. Był brunetem, bardzo przystojnym brunetem. Jego oczy były koloru kasztanu, a kiedy na nie spojrzałam nie mogłam przerwać się patrzeć.
-Jesteś tak bardzo smutna, że aż mnie serce boli - uśmiechnął się lekko.
-Dziękuję, ale nie możesz nic zrobić - mruknęłam odwracając wzrok.
-Na pewno jest jakiś sposób - kontynuował - zerwałaś z chłopakiem? pokłóciłaś się z rodzicami?
Spojrzałam na niego z pogardą w oczach. 
-To są według Ciebie poważne problemy? - spytałam kpiącym głosem
-W pewnym stopniu tak.
-W takim razie mało wiesz o życiu - szepnęłam wyjmując z plecaka książkę. Otworzyłam na stronie którą założyłam zakładką i zaczęłam czytać.
-Czyli nie mam co liczyć, ze powiesz mi co się tak właściwie stało? - dopytywał
Zamknęłam lekturę i wbijając wzrok w siedzenie przed sobą zaczęłam:
-Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to powiem Ci. Przed chwilą dowiedziałam się, ze ktoś cholernie dla mnie ważny... umarł. Że już nigdy go nie zobaczę, że to co mi po nim zostało to tylko wspomnienia. I nadal zerwanie z chłopakiem jest dla Ciebie najpoważniejszym problemem?
Brunet patrzył na mnie z lekkim przerażeniem w oczach. Spuścił głowę i zaczął nerwowo stukać palcami o blat stolika.
-Przepraszam Cię - mruknął prawie niesłyszalnie - ale... doskonale Cię rozumiem. Pewnie pomyślisz, że zmyślam ale kilka lat temu, zmarła moja siostra. Była kimś za kogo skoczyłbym w ogień, to jej opowiadałem o moich problemach, zawsze była przy mnie w trudnych chwilach... ale teraz zostało mi po niej tylko wspomnienie. Mało pamiętam, większość opowiadali mi rodzice... ale doskonale wiem, ze była najcudowniejszą osobą pod słońce.
Spojrzałam na chłopaka jeszcze raz lekko mrużąc oczy. Mówił to wszystko z taką wrażliwością, że łzy znowu płynęły mi po całej twarzy.
-Teraz musisz nauczyć się żyć na nowo - powiedział z lekkim uśmiechem - wiem, że to cholernie trudne... ale mi się udało.
-Nie wiem czy dam radę... czy jestem na to gotowa - posmutniałam.
Przez dłuższą chwilę milczeliśmy. Chłopak patrzył się na mnie z uśmiechem na ustach, a ja miałam wzrok wbity w szybę samolotu,
-Nie przedstawiłem się - powiedział - Jestem Jonathan, ale mów do mnie po prostu Josh.
-Amy - podałam mu rękę.
-Moja siostra miała tak na imię - uśmiechnął się. Poczułam ukłucie w sercu a potem zakręciło mi się w głowie.Josh... to imię znaczyło dla mnie bardzo wiele, ale przecież to był tylko przypadek.
-Wszystko w porządku? - spytał przyglądając się mi bardzo uważnie - zbladłaś.
Nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Emocje opanowały całą moją głowę sprawiając, że wszystkie wspomnienia nagle pojawiły mi się przed oczami.

Taksówka podjechała pod samo mieszkanie chłopców. Złapałam swoja walizkę i szybkim krokiem zmierzyłam do drzwi. Otworzył mi Louis. Podszedł do mnie bliżej i przytulił cholernie mocno. Twarz schowałam w jego umięśnionym torsie, a dłonie oplotłam wokół jego głowy. Zaczęłam szlochać coraz bardziej gdy przypomniałam sobie o ostatnich dniach spędzonych z Chrisem. Tomlinson zabrał moje bagaże, i trzymając za rękę wprowadził do domu. Liam i Zayn stali przy blacie kuchennym, a ich twarze były spuchnięte od płaczu.
Harry złapał mnie za rękę, a ja zapomniałam o tym wszystkim co się ostatnio stało i wtopiłam twarz w jego ramię. Chciałam poczuć się bezpieczna chociaż przez chwilę.
-Cichutko, Amy. Nie płacz proszę - szepnął mi do ucha. Nie potrafiłam się uspokoić, łzy płynęły mi po policzkach, a dźwięki które z siebie wydawałam nie przypominał nic związanego z ludzkim językiem.
-Kochanie, nie płacz proszę - pocałował mnie w czubek głowy i przytulił do siebie jeszcze mocniej.
W tamtym momencie byłam wrakiem emocjonalnym, miotały mną wszystkie możliwe uczucia.
Dopiero około północy położyłam się w swoim pokoju. Harry leżał obok mnie ciągle trzymając mnie za rękę. Czułam się wtedy bezpieczniejsza, miałam wrażenie że w końcu komuś na mnie zależy. Milczeliśmy. Ani Harry ani ja nie mieliśmy głowy do tego by o czymś rozmawiać. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w te piękne, duże kasztanowe oczy... i wtedy przypomniałam sobie Jonathana. Czułam, że już kiedyś go widziałam, że nie był dla mnie zupełnie obcy.
-Cieszę się, że jesteś przy mnie - mruknęłam zamykając powieki i zapominając o otaczającym mnie świecie. 

4 miesiące później
Siedziałam w samochodzie Louisa który zawoził nas wszystkich do rodzinnego domu Harrego. Chociaż z początku nie miałam ochoty na ten wyjazd, chłopcy powiedzieli, że należy mi się odpoczynek. Kiedy wybiła godzina 19 dojechaliśmy na miejsce. Nigdy nie byłam w jego domu, tu gdzie dorastał, gdzie chodził do szkoły. Nigdy nie opowiadał o swojej rodzinie, zawsze byłą to dla mnie największa tajemnica.
Zayn i Niall zabrali moje walizki, a ja łapiąc za rękę Hazze zmierzyłam za nim do środka mieszkania.
Jego dom był piękny, urządzony w nowoczesnym a zarazem wykwintnym stylu sprawiał, że czułam się tam jak u siebie. Styles położył swój plecak i ciągle trzymając moja rękę zaprowadził mnie do mniejszego domku mieszącego się na tyłach ogrodu.
Niall siedział na kanapie próbując otworzyć paczkę z paluszkami, Zayn siłował się ze swojąwalizką, Louis uśmiechał się do telefonu, a Liam rozmawiał z Danielle przez komórkę.
Kiedy nastał zmierzch, skierowałam się przed dom i usiadłam na schodach wpatrując się w las mieszczący się tuż obok. Zayn siedział obok mnie trzymając w dłoni papierosa.
-Znowu palisz - mruknęłam - prosiłam Cie milion razy Zayn.
-To jedyna rzecz która mnie odstresuje - zaciągnął się - nic na to nie poradzę.
-Stresujesz się?
-Dziwisz się? Ten cały show biznes czasami jest okrutniejszy, niż podejrzewałem.
Popatrzyłam na jego ciemne jak węgiel oczy, wydatne kości policzkowe i obojczyki. Kiedy się uśmiechał, wyglądał zniewalająco i czasami miałam ochotę po prostu go pocałować. Spojrzałam przed siebie i dojrzałam chłopców kręcących się po ogrodzie przygotowując ognisko. Harry siedział na leżaku i gdy na niego spojrzałam pomachał mi ręką. Miałam wrażenie, ze wszystko wraca do normy. Wiedziałam jaki jest Styles, że czasami nie jest sobą, że potrafi zepsuć nawet najpiękniejszą chwilę... ale i tak bezgranicznie go kochałam.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przyjeżdżającego samochodu. Spojrzałam na drogę wiodącą przed domem siedemnastolatka i ujrzałam biegnącą dziewczynę. Jej rozwiane włosy latały na wszystkie strony, a zapłakana twarz sprawiała, że czułam w sercu dziwne ukłucie.
-Eleanor?! - Harry siedzący przy ognisku zerwał się i podbiegł do brunetki. Patrząc na siedzącego obok mnie Zayna podeszłam do nich bliżej chcąc dowiedzieć się co tak właściwie się stało.
-Muszę z nim porozmawiać - szepnęła - szybko, jak najszybciej...
Hazza popatrzył na mnie lekko zdezorientowany i objął ramieniem dziewczynę Louisa.
-Z kim Eleanor? - spytał
-z Lousiem. Gdzie on jest? - dopytywała
Malik podał mi niedopalonego papierosa, i wbiegł do mieszkania szukając przyjaciela.
-Ktoś mi powie co się dzieje? Gotuję sobie kolację, a tu nagle wbiegasz... - urwał widząc zapłakaną dziewczynę.
-Jezu, kochanie... co się stało? - podbiegł do niej i przytulił dotykając jej bujnej fryzury
-Lou, ja wiem że teraz kariera jest dla Ciebie najważniejsza, i uwierz mi że ja w niczym nie będę Ci przeszkadzać. To co się stało, już się nie zmieni... ale musimy z tym żyć. Zrobię wszystko co chcesz, Twoje życie będzie wyglądało tak jak zawsze. Pojutrze mam wizytę w klinice... już postanowiłam - dziewczyna stała ze spuszczoną głową i mówiła to z ogromną wrażliwością.
-O czym Ty mówisz? - Lou dotknął jej delikatnej dłoni i spojrzał w oczy
-Lou... zostaniesz tatą. Jestem w ciąży, w 4 tygodniu - szepnęła.
Spojrzałam na przerażonego Harrego który z grobową miną wysłuchiwał wszystkich wieści od Eleanor. Louis stał nieruchomo wpatrując się w jeden punkt.
-Wiem, ze to dla Ciebie strasznie trudne Lou, ale naprawdę podjęłam już decyzję. Pojutrze będzie po wszystkim... - ucięła patrząc na swojego chłopaka
-Nie mów tak Eleanor - brunet wziął jej twarz w swoje duże dłonie - nie zostawię Cię z tym wszystkim, jestem ojcem... i muszę się w tym pogodzić. Wychowamy to dziecko razem.
Eleanor nie mogła pohamować łez, wtopiła swoją twarz w umięśnione ramię Louisa i objęła go wokół głowy. Chłopak dotykał jej włosów, pleców i dłoni. Czułam, że muszą zostać sami.
Harry złapał mnie w pasie i zaprowadził do środka mieszkania.

Stałam w drzwiach obserwując jak Lou i Eleanor leżą obok siebie i trzymają się za ręce. Twarz brunetki była cała spuchnięta. Uśmiechnęłam się do siebie czując wewnętrzny spokój. Wiedziałam, że Louis będzie dobrym ojcem i że Eleanor jest największą szczęściara na świecie.
Zamknęłam drzwi od ich sypialni i przeszłam do następnych drzwi. Weszłam do środka i stanęłam przy ścianie. Harry leżał bezczynnie na łóżku, bez bluzki, w samych bokserkach. Wyglądał jak śpiący anioł, na jego twarzy widniał lekki uśmiech. Usiadłam na skraju jego łóżka muskając jego dłoń. Odsunęłam kołdrę i po cichu wsunęłam się obok niego. Chłopak otworzył oczy i mruknął coś niewyraźnie
-Amy? - spytał nieprzytomny
-Cicho Harry, śpij - odparłam dotykając jego ciepłego torsu. Styles objął mnie ramieniem i lekko pocałował w czoło.
-Już nigdy Cię nie opuszczę - szepnął i zamknął swoje kasztanowe oczy.

*******************
Trololololo i mamy 13 rozdział :) Mam wielką nadzieję, że Wam się spodoba... bo Harry stał się o wiele wrażliwszy niż poprzednio :):) Jeśli chcecie być informowane o Nowych Notkach, napiszcie mi o tym na twitterze @real_life1D    ♥

7 komentarzy:

  1. oo kurde czemu on umarl??
    Ale coz przynamnje Amy jest z Harry,
    Kocham twoje bloga
    Swietnie piszesz
    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwolnij z akcją słonko :)
    Fajnie, poprawnie piszesz opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się :) kurde nie spodziewałam się ze Chris.. szkoda : ( to smutne . ale ciesze sie że Hazzie i Amy sie układa ; P <3 Lou ojcem ? xD no, ciekawie, ciekawie :) czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuuper.!! kurde, Chris nie żyje ;( a tu nagle Lou ojcem ? O.o
    Nie mogę doczekać się następnego ^_^

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale słodko :3 Co prawda Chris nie żyje, ale między Amy i Harry'm wszystko jest w porządku. No i jeszcze Eleanor i Louis. Awww <3 [help-me-see]

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham twoje opowiadanie.!<3
    Ale coś podejrzewam,że z Harrym nie będzie tak różowo ;D
    Jeśli chcesz to wpadnij do mnie.
    Dopiero zaczynam :)
    http://gotta-be-you-baby.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny ,zresztą jak każdy. Nie ma co dużo mówić , bo wszystko jest napisane cuudownie :** WSPANIALE i poprawnie piszesz . Kocham to opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń